Stałam tak kilka minut, patrząc na siebie jak na nieszczęście. Z tego stanu wyrwał mnie dopiero dźwięk włączanego laptopa. Jak na swoje tempo to i tak się szybko załadował. Pośpiesznie zaczęłam szukać biletów do Londynu. Najwcześniejsze były na 21:00, czyli za jakieś 3 godziny, ale te odpadały. Musiałam przed tym załatwić kilka rzeczy min. ponowna rozmowa z tatą i spakowanie się.Postanowiłam lecieć dopiero następnego dnia. Przed kliknięciem "kup" przeleciało mi przez myśl 100000 wspomnień. Jedyne czego mi będzie brakowało, to tata. Starałam się o tym nie myśleć, co było coraz trudniejsze. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej kliknęłam "Kup". Po jakimś czasie buszowania po internecie, zorientowałam się, że jeszcze nie mam nic spakowanego. Czym prędzej wyłączyłam laptopa i stanęłam przed szafą. Była brązowa i wysoka. No przynajmniej wyższa ode mnie, a do niskich nie należałam. Wyciągnęłam z niej moją ulubioną torbę podróżną, która w zasadzie niczym się nie wyróżniała. Była cała czarna, tylko na kółkach. - No nic, prędzej czy później trzeba się spakować- zaczęłam się motywować, choć nie zwróciłam uwagi, że mówię to na głos i sama do siebie. Pośpiesznie zaczęłam wyciągać wszystkie ciuchy jakie miałam w szafie. No oczywiście każda moja rzecz, kojarzyła mi się z poszczególnym wydarzeniem. Moją uwagę przykuła czerwona bokserka, którą miałam ubraną na mojej pierwszej "randce" z Alanem. Ah te czasy.No ale nic, trzeba było powrócić do rzeczywistości. Rzeczy wyrzucane z szafy trafiały prosto na łóżko, co było dla mnie szokiem, bo zawsze miałam problemy z trafianiem do celu. Gdy zauważyłam, że w szafie nie ma nic, co by, mi się jeszcze do szczęścia przydało, usiadłam na łóżku. Tata nie robił w tym pokoju remontu od........ od zawsze. Ściany były szaro- różowe, łóżko w niektórych miejscach wypłowiałe, ale to była akurat najmniejsza wada tego pomieszczenia. Największą jego wadą były szafki poobklejane plakatami. Saga zmierzch, Justin Bieber którego wręcz nienawidziłam. Chciałabym zerwać ten plakat, ale szafka jest z lekka obdrapana, więc nie mogłam go zdjąć. Plakatów było duużo i każdy z nich miał swoją małą historię. Tak siedząc nie zauważyłam płynącego dość szybko czasu. Z 18:00 nagle zrobiła się 18:30. No tak, ta godzina a ja jeszcze nie spakowana. Pospiesznie zaczęłam wrzucać potrzebne rzeczy do walizki. Ledwo ją mogłam zapiąć. Nigdy sama nigdzie nie wyjeżdżałam, a już na pewno się nie przeprowadzałam. Przed wyjazdem musiałam jeszcze porozmawiać z tatą. Nie wiedziałem czy to przeżyję, więc ściągając walizkę na podłogę, zeszłam po schodach na dół. Tata siedział na kanapie z pilotem w dłoni i skakał po kanałach. Jak zawsze nic ciekawego nie mógł znaleźć. Jedyne czego się teraz bałam to, to że się przy nic rozpłaczę jak małe dziecko. No nic trzeba było stawić temu czoło. W jednym momencie czułam, że w gardle stanęła mi ogroomna kula, przez co nie mogłam nic wykrztusić. Jednak gdy podeszłam do taty i usiadłam obok niego na kanapie, poczułam jakby ktoś sterował moimi emocjami, ponieważ zalała mnie fala spokoju, a stres odszedł na drugi plan.
- Co ciekawego oglądasz ? - musiałam jakoś zacząć rozmowę, bo przecież widziałam w jakim stanie jest tata. Był wpatrzony w telewizor jak w obrazek, a na mnie nawet nie spojrzał.
- A jak widać ?- odpowiedział takim tonem, jakbym mu zabiła psa.
- Jesteś zły ? - zapytałam.
- Nie, tylko... nie mam pojęcia dlaczego chcesz to zrobić- powiedział tym razem odwracając się do mnie.
- Tato uwierz mi i zaufaj, chcę zacząć wszystko od nowa. Angielski znam perfekcyjnie, a mama będzie wniebowzięta. Będę przyjeżdżała tutaj na wakacje. Tatooo nie smuć się już.- starałam się go pocieszać, lecz mój stres powrócił.
- Musisz mi obiecać, że będziesz dzwonić jak tylko będziesz mogła, święta będziesz spędzała razem ze mną i pozwolisz mi się odwieźć na lotnisko.- Tata mówił już z uśmiechem. Poczułam się uradowana.
- Pewnie tato nie ma sprawy, a na lotnisko jak mnie odwieziesz jak będziesz w pracy ?- zrobiłam minkę smutnego pieska, żeby tylko jak najbardziej rozbawić tatę.
- Wezmę wolne. A na którą masz lot ?- zapytał odwracając się już w stronę telewizora.
- Na 8:00- powiedziałam wstając z kanapy.
- Dobrze to o 07:00 się widzimy w kuchni- tata już się przyzwyczaił, że wcześnie chodzę spać, a i tak rano jestem niewyspana. Dzisiaj postanowiłam jeszcze trochę posiedzieć była w końcu dopiero 19:00. Po drodze do pokoju zahaczyłam o kuchnię i zabrałam ze sobą kawałek sera. Jako mała dziewczyna uwielbiałam ser, co mi do teraz zostało. Wchodząc do pokoju spojrzałam na walizkę. Ogarnął mnie strach. Przecież nigdy nie byłam u mamy. Przez te 4 lata ona przyjeżdżała dość często do nas. Napisałam do niej sms'a o którego mnie prosiła
"Lot mam na 8:00, jeszcze rano do ciebie zadzwonię. Słodkich snów pa ;*"
Mama codziennie wysyłała mi sms'a na dobranoc, lecz teraz miało to się zmienić. Zmusiłam się do pójścia po prysznic i przebranie w piżamę. Byłam tak zmęczona tym całym dniem, że ledwo co pamiętałam o budziku. Zasnęłam niemal błyskawicznie. Męczyły mnie dziwne sny. Jeden z nich był aż straszny. W nim znajdowałam się już na lotnisku i akurat wsiadałam do samolotu, lecz coś mi nie pasowało. Wsiadłam do niego tylko ja i nikt inny. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że pilot jest jakimś obleśnym stworem i wcale nie leci w stronę Londynu. Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się z pasów, lecz nie mogłam ich odpiąć. Po kilku minutach przyszło po mnie dwóch obleśnych jak pilot stworów i zaczęło mnie dotykać. Obudziłam się niemal z krzykiem. Byłam cała morka od potu. Modliłam się aby tego tata nie słyszał. Zastanawiałam się skąd mi się ten sen wziął. Za oknem było jeszcze ciemno. Spojrzałam na budzik stojący na szafce obok łóżka. Wskazywał on 06:42 czy było warto jeszcze iść spać ? Chyba już nie było sensu, jak o 07:00 miałam stawić się w kuchni. O śnie zapomniałam szybko, ponieważ mój umysł i ciało ogarnęła fala radości. Nie mogłam już się doczekać widoku Londynu i mamy. Wczoraj już uszykowałam sobie rzeczy które miałam dzisiaj ubrać. Były to rurki o pastelowo różowym kolorze i luźny sweterek w paski. Poranną toaletę zaliczyłam w niecałe 10 minut. Podeszłam do mojego ukochanego wielkiego lustra i zaczęłam zakręcać włosy. Nie wyglądałam tak tragicznie, jak się tego spodziewałam, nawet włosy mi się układały. Po dobrej minucie przeglądania się w lustrze zadzwonił budzik, którego zapomniałam wyłączyć. Był to dla mnie sygnał, że czas zejść na dół. Wzięłam walizkę, która była dość ciężka i powlekłam się z nią na dół. Tata już czekał z przygotowanymi kanapkami.
- Hej tato, dzięki- powiedziałam, podchodząc do stołu i zabierając się do jedzenia.
- No hej hej, z biletami masz już wszystko załatwione- powiedział tata uśmiechając się do mnie.
- Dzięki, ile jeszcze mamy czasu ?- zapytałam prawie kończąc jedzenie.
- Jest 07:10 na lotnisko dojedziemy myślę, że w 40 minut, więc możemy się zbierać.- czyli według moich obliczeń zostało nam 10 minut. Zapakowałam jeszcze do walizki moją zimową kurtkę no i buty, po czym wytargałam się z wszystkim na podjazd. Tata już wyjechał autem, więc mogłam wsiadać. Słuchawki w uszy i możemy jechać. Jak się nie mylę to na jakiś czas zasnęłam, bo tata musiał mnie szturchać kilka razy.
- Nina, obudź się. Już jesteśmy- przecierając oczy, wolnymi krokami wyczłapałam się na zewnątrz.
- Ale jest dopiero 07:40- powiedziałam dziwiąc się.
- Tak, nie było korków, więc jesteśmy wcześniej. - ta wiadomość mnie trochę uspokoiła, ponieważ miałam więcej czasu na ogarnięcie się.
- Okej tato, to ja pójdę do łazienki- powiedziałam do taty który targał się z walizką. Idąc i szukając znaczka "wc" zadałam sobie pytanie "co dalej?" co będzie ze szkołą ? Ze szkołą chyba większego problemu nie będzie. Uczę się dobrze, więc dostanę się do dobrej uczelni. Gorzej będzie z nowymi przyjaciółmi itp. Starałam się teraz tym nie zadręczać. Po wyjściu z toalety, tata czekał dokładnie przed jej drzwiami.
- No tato... pora się pożegnać.- powiedziałam do taty ze łzami w oczach.
- Pamiętaj o swoich obietnicach- powiedział tata, wyciągając ręce to przytulenia. Słone krople łez turlały się z moich policzków bardzo szybko.
- Ja już muszę lecieć tato... paa i do zobaczenia- posłałam mu ostatni uśmiech po czym znikłam za ścianami innych pomieszczeń. Ledwo co zdążyłam napisać do mamy sms'a że już wylatujemy. Przez cały lot czuwałam aby nie zasnąć. Po wylądowaniu i przejściu sporego kawałka, zobaczyłam... mamę. Chciało mi się krzyczeć z radości. Ciągnąc walizkę na kółkach podbiegłam do mamy i rzuciłam się na nią.
- Heeeej mamo .!- przywitałam się z nią.
- No heej- mówiła dusząc się mama od mojego uścisku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem wiem ;) xx rozdziału nie dodawałam długo z powodu zawieruchy w szkole. Mam nadzieję, że ten wam się podoba. Akcja w pełni rozwinie się w Londynie, czyli w kolejnym rozdziale. Wszelkie zażalenia proszę składać w komentarzach. ;> xx
Ejjjjj dlaczego tam napisalas, ze chcialabys zedrzec plakat Justina :C Zal, ja sie tak nie bawie... A rozdzial dobry i zauwazylam, ze coraz lepiej ci idzie. CHCE JUZ LONDYN! :3
OdpowiedzUsuńNie miałam kogo tam umieścić xd Wybacz, on mi tak jakoś najszybciej do głowy przyszedł ;D dzięki ;3
Usuńrozdział wyszedł Ci naprawdę fajnie. tak... pożegnania są zawsze ciężkie i smutne a pakowanie? też tego nienawidzę! czekam na LONDYN i jestem bardzo ciekawa jak rozwiniesz dalszą akcję ;3
OdpowiedzUsuń@cranberry_horan
Rozdział świetny! :D No ciekawa jestem, co ją spotka w Londynie... xx
OdpowiedzUsuńhttp://lying-naked-on-the-floor.blogspot.com/